Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jewgienij T. Olejniczak
‹Riffy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJewgienij T. Olejniczak
TytułRiffy
Opis„Riffy” to już czwarte (po „Sztucznych palcach”, „Czarnym punkcie” i „Pasażerze”) opowiadanie krakowskiego pisarza z rocznika ’72, które publikujemy na naszych łamach. Jednocześnie jest ono najmroczniejsze z dotychczasowych, dla czytelników o raczej mocnych nerwach.
Gatunekgroza / horror

Riffy

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 7 8 9 10 »
Wibracje jako siła napędowa wszechświata. Muzyczny kosmos. Sanskryt i hebrajski jako języki obdarzone magiczną mocą zmieniania rzeczywistości. No i ten Dominik z Perugii, który według legendy stworzył własną kopię. Rozbójnicy zabili mnicha – może tak, może nie, pomyślałem, wychodząc kliknięciem z poczty. Źli kolesie ukryci po lasach. A co, jeśli zginął z rąk własnego sobowtóra? Może nie zabił go leśny gangster, a łagodnie uśmiechnięty Chrystus o rysach przypominających rysy brata Dominika? Ten sam, który wisiał podczas mszy nad głowami mnichów. Zabił swojego stworzyciela, a potem udał się do Egiptu, do Syrii, a może i nawet do samych Chin Ludowych, żeby siać strach między ludźmi.
Taki Frankenstein wczesnego średniowiecza.
Start. Zamknij komputer. Czy na pewno chcesz…? Tak. Kliknięcie myszą. Obraz zgasł. Przez chwilę siedziałem, wpatrując się w ciemny ekran i zastanawiając się, czy naprawdę Miodrag Kranjcar jest współczesnym bratem Dominikiem z Perugii, czy to tylko dziwny zbieg okoliczności. Potem wstałem, wyjąłem z kieszeni kurtki telefon i odszukałem numer do Emilii.
Może ma jakieś nowe informacje na temat swojego byłego chłopaka.
19
Nie udało mi się z nią połączyć ani tamtego, ani następnego dnia.
W końcu postanowiłem tyrknąć do Tamary, jej kumpeli. Kiedyś tam wziąłem od niej numer, licząc na zacieśnienie naszej znajomości. Wiadomo, o co chodzi. Nie potoczyło się to tak, jak sobie zaplanowałem, ale przynajmniej został mi jej numer w spisie telefonów.
Wracałem właśnie samochodem od Oktawiana, z którym przez trzy godziny zastanawialiśmy, jak ożywić trupa o nazwie Spam.
– Hej, tu Seweryn. Co u ciebie? – powiedziałem gromko.
– W porządku – odparła Tamara, zapewne nieco zdziwiona tym moim nieoczekiwanym telefonem.
– Słuchaj, masz jakiś kontakt z Emilią, z tą byłą Miodraga?
– Z Emilią?
– Właśnie. Nie mogę się do niej dodzwonić, a mam sprawę.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza.
– Emilia zaginęła – powiedziała wreszcie Tamara nieswoim głosem. – Szuka jej policja. Nie słyszałeś o tym?
Poczułem się, jakby mi ktoś nieoczekiwanie przywalił w ryj.
– Poczekaj sekundkę – powiedziałem zdławionym głosem. – Jestem w samochodzie. Zjadę gdzieś na bok i zadzwonię drugi raz.
Zatrzymałem się pod Statoilem i wyszedłem z auta. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem, bo zrobiło mi się słabo. Kominy elektrociepłowni mrugały czerwonymi światełkami na tle ciemniejącego nieba. Wiało i padał drobny deszcz. Jak ten głupi schowałem się za billboardem reklamującym Media Markt, mimo że tablica reklamowa umieszczona była wysoko nad moją głową. Trzęsącymi się rękami zapaliłem papierosa, a następnie ponownie wybrałem numer.
– Emilia zaginęła trzy tygodnie temu – powiedziała Tamara, kiedy się z nią połączyłem. – Jej współlokatorka powiedziała, że wyszła pewnego dnia rano na zajęcia i że od tamtej pory nie dała znaku życia. Nikt nie widział jej wtedy na uczelni, nie przyszła też po południu do Tesco, gdzie miała stać na promocji. Nie zostawiła żadnej wiadomości, z nikim się nie skontaktowała. To do niej niepodobne. Mam najgorsze przeczucia.
– Większość zaginionych podobno się odnajduje – powiedziałem bez przekonania.
– Oby tak było. Ale to naprawdę paskudnie wygląda.
– Rozmawiałaś z policją? – spytałem po kilku sekundach milczenia.
– Tak.
– A powiedziałaś im o Jugolu?
– Przesłuchiwali go. Nie wiedziałeś o tym?
– Wywaliłem gościa z zespołu. Nie mam z nim kontaktu.
Obok mnie przejechał autobus, a tuż za nim dwie brudne scanie. W tym hałasie ledwo słyszałem głos Tamary.
– On już nie mieszka na Wzgórzach Krzesławickich – powiedziała.
– Tylko gdzie?
– Gdzieś w Bieżanowie, nie wiem dokładnie. Starsza siostra wzięło go do siebie, kiedy matkę zabrali do czubków.
– Jego matka jest w wariatkowie? – poczułem, że to wszystko dzieje się za szybko. Mój mózg po prostu nie nadążał za kolejnymi rewelacjami.
– Tak. Jest teraz w Kobierzynie. Miała jakieś odpały. Schizofrenia. Twierdziła, że syn chce ją zabić, a diabeł próbuje dostać się do kuchni przez okno. Miodrag mieszka teraz u siostry i szwagra, ale i tak codziennie przyjeżdża do starego mieszkania, żeby ćwiczyć. Tak mówili sąsiedzi. Skarżyli się, że jest strasznie głośno. Policja chyba nic na niego nie ma.
– A wspominałaś im o tym… no wiesz, że on coś tam hodował w pokoju?
– Znaczy?
– Wiesz, o tym, czego się tak wystraszyła Emilia.
– Nie, bo nic konkretnego o tym nie wiem. Zresztą oni byli u niego w mieszkaniu, to pewnie wszędzie zajrzeli.
– Myślisz, że jej zaginięcie ma coś wspólnego z Miodragiem? – spytałem.
– Na stówę, Seweryn.
Przez chwilę milczałem. Deszcz przybrał na sile i byłem już cały mokry.
– Może powinniśmy im powiedzieć? – zasugerowałem, doskonale wiedząc, że przecież tego nie zrobimy. Musiałem coś takiego zaproponować.
– Nie – odparła Tamara zgodnie z moimi oczekiwaniami. – Sam wiesz, jaka jest policja. To matoły, a my nie mamy żadnych konkretów, tylko jakieś niestworzone historie. Jeszcze zaczną nas podejrzewać, po cholerę nam to?
– No, w sumie racja.
Wróciłem do samochodu, ale przez kilkanaście minut nie uruchamiałem silnika, tylko siedziałem, gapiąc się na spływające po przedniej szybie strużki deszczu. Emilia zaginęła. Niech to wszystko szlag trafi! Taka fajna, wrażliwa dziewczyna. Im dłużej myślałem o jej zniknięciu, tym mniej pozostawało we mnie nadziei, że odnajdzie się cała i zdrowa. Byłem niemal na sto procent pewien, że Emilia nie żyje i że ma to jakiś związek z eksperymentami Miodraga.
Trochę potrwało, nim doszedłem do siebie i ruszyłem poprzez deszcz do domu.
21
Nie myliłem się przynajmniej co do jednego: dziewczyna była martwa.
Pozbawione głowy, półnagie ciało Emilii wyłowiono z Wisły jakoś tak na początku marca. Podobno pomógł w tym jakiś białoruski jasnowidz. Nieważne. Owinięta w prześcieradło głowa odnalazła się kilka dni później w okolicach Zalewu Nowohuckiego. Wrzucono ją do studzienki kanalizacyjnej, zasypano trawą i chwastami. Patolog badający zwłoki stwierdził, że dziewczyna zginęła od licznych ran zadanych nożem. Została dosłownie zadźgana. Przed śmiercią była również gwałcona i torturowana, na jej plecach morderca pozostawił płytkie ślady po ostrym narzędziu. Wiadomo też, że związał ofiarę, a usta i oczy zakleił taśmą. Twarz była tak potłuczona, że matka nie mogła jej rozpoznać.
Szczegółów dowiedziałem się od kumpla, którego ojciec pracuje w dochodzeniówce. Rzecznik prasowy Wojewódzkiej Komendy Policji w Krakowie poinformował tylko, że zbrodni dokonano z wyjątkowym okrucieństwem. Gliniarze nie chcieli, rzecz jasna, wywoływać paniki. Zabezpieczono ślady butów i opon. Podano rysopis podejrzanego: jakiś wysoki blondyn z wąsami, około trzydziestu-trzydziestu pięciu lat, skórzana kurtka i wojskowe buty. Ktoś go tam widział i zapamiętał, ale ja przecież wiedziałem, że to nie jest ten gość.
Tamara była podobnego zdania.
– A może to jednak Miodrag ją zabił? – zapytała łamiącym się głosem, kiedy wracaliśmy z pogrzebu Emilii Kruczek. Wciąż była w szoku, podobnie zresztą jak ja. – Wiem, że nie wygląda na potwora, ale przecież wszyscy ci psychopaci są na ogół tacy niepozorni i zakompleksieni.
Jugola nie było go na cmentarzu ani w kaplicy. Ktoś powiedział, że podobno leży w szpitalu. Coś z nerkami, o ile dobrze pamiętam.
– Nie – odparłem wtedy. – To nie Miodrag jest mordercą. On by czegoś takiego nie potrafił zrobić. To nie on zabił.
Przynajmniej nie bezpośrednio – tego nie powiedziałem już na głos.
22
Gdy dwa dni po pogrzebie jechałem na Wzgórza Krzesławickie, padał tak gęsty śnieg, że ledwie widziałem przed sobą drogę. Ale to nie zaskakujący powrót zimy był tego wieczoru moim największym problemem. Warunki atmosferyczne niewiele mnie obchodziły, nawet kataklizm nie zrobiłby na mnie większego wrażenia.
W mojej głowie pulsował strach. W miarę zbliżania się do osiedla narastał, aż stał się nie do zniesienia. Z nerwów bolał mnie brzuch i było mi niedobrze. Ręce ślizgały się na kierownicy. Żeby się trochę uspokoić, krążyłem przez kilka minut wokół obcych bloków i placów. Zatrzymałem się nawet na parkingu przed supermarketem. Wysiadłem z auta i przespacerowałem się trochę, nie zważając na sypiący śnieg.
Na niewiele się to jednak zdało. Wciąż czułem nudności i skurcze żołądka.
Byłem maksymalnie wydygany.
« 1 7 8 9 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
Sebastian Chosiński

13 V 2024

W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.

więcej »

Non omnis moriar: Jak to jest płynąć „trzecim nurtem”…
Sebastian Chosiński

11 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż twórcy

Albo krócej, albo dłużej
— Wojciech Gołąbowski

Pasażer
— Jewgienij T. Olejniczak

Czarny punkt
— Jewgienij T. Olejniczak

Sztuczne palce
— Jewgienij T. Olejniczak

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.